W Warszawie, na Mokotowie, mieszkał sobie Kuba z żoną Anią. Byli małżeństwem od siedmiu lat, czyli dokładnie tyle, ile trwała ich wojna o pilota od telewizora. Kuba, fanatyk piłki nożnej, uważał, że sobotni wieczór bez meczu to wieczór stracony. Ania, z kolei, wierzyła, że serial o perypetiach trzech przyjaciółek w wielkim mieście to szczyt kultury.Pewnego październikowego wieczoru, gdy deszcz bębnił o szyby jak wściekły perkusista, Kuba wrócił z pracy z wielką torbą z Biedronki. W środku: chipsy, cola i – uwaga – bilety na jutrzejszy mecz Legii na Pepsi Arenie.– Ania! – zawołał, machając biletami jak flagą. – Jutro idziemy na Legię! Będzie ekstra!Ania, która właśnie malowała paznokcie na kolor „różowy flaming”, uniosła brew tak wysoko, że prawie dotknęła sufitu.– Kuba, jutro jest premiera nowego sezonu „Przyjaciółek z Pragi”! Odcinek specjalny, dwie godziny! Zresztą, pada, a ty chcesz, żebym marzła na trybunach z jakimiś facetami w szalikach?Kuba, nie zrażony, wyciągnął z torby coś jeszcze: wielki, puszysty szalik Legii z napisem „Stołeczni”.– Proszę, dla ciebie. Będziesz najpiękniejszą kibicką na sektorze!Ania spojrzała na szalik, potem na swoje paznokcie, potem na Kubę.– Jeśli myślisz, że włożę to na siebie, to równie dobrze możesz mnie ubrać w worek po ziemniakach.Wojna wybuchła na całego. Kuba włączył telewizor na kanał sportowy, Ania przełączyła na serial. Pilot latał po pokoju jak frisbee. W pewnym momencie Kuba, w akcie desperacji, schował pilota do lodówki, obok kiszonych ogórków.– Teraz nikt nie będzie oglądał! – oznajmił triumfalnie.Ania, która znała swojego męża jak własną kieszeń, otworzyła lodówkę, wyciągnęła pilota i… schowała go do torebki.– A teraz? – zapytała słodko.Kuba, nie mogąc już wytrzymać, wpadł na genialny pomysł. Wyciągnął telefon i włączył transmisję meczu na żywo. Ania, nie pozostając dłużna, włączyła serial na tablecie. Siedzieli obok siebie na kanapie, każde ze swoim ekranem, ramię w ramię, ale światy oddalone o galaktykę.Deszcz za oknem przybierał na sile. Nagle – trach! – błyskawica i… prądu nie ma. Telewizor zgasł, tablet padł, telefon Kuby rozładował się w 3% (bo oczywiście zapomniał ładowarki).Cisza. Tylko deszcz i ich oddechy.Ania pierwsza się roześmiała.– No i co teraz, kibicu?Kuba spojrzał na nią, potem na bilety, potem na szalik.– Wiesz co? – powiedział. – Może jednak pójdziemy na ten mecz. Ale pod warunkiem, że potem obejrzymy twój serial. U mnie w pracy jest projektor. Wielki ekran. Chipsy. Cola. I szalik możesz nosić jako… chustę na głowę.Ania parsknęła śmiechem.– A ty w przerwie meczu opowiesz mi, o co chodzi w tym offside’zie, bo do dziś nie rozumiem.Następnego dnia, na Pepsi Arenie, Ania w szaliku Legii (jako chusta na głowę) i Kuba z tabletem w kieszeni (na serial w przerwie) siedzieli w sektorze rodzinnym. Padało, ale mieli parasol. Legia wygrała 3:1, a Ania nawet krzyknęła „Gol!” – choć nie była pewna, czy to jej drużyna.Wieczorem, w pracy Kuby, na wielkim ekranie, oglądali „Przyjaciółki z Pragi”. Kuba, ku zdumieniu Ani, płakał na scenie, gdy jedna z bohaterek rzuciła narzeczonego.– Co ty, Kuba? – szepnęła Ania.– No co? – mruknął, ocierając łzy. – Facet był idiotą. Zasłużył.I tak, w Warszawie, na Mokotowie, Kuba i Ania odkryli, że pilot to tylko pilot, a miłość to wspólne kibicowanie – czasem Legii, czasem serialowi. A szalik? Ania nosi go do dziś. Jako chustę. Na głowę. Na meczach. I na serialach.